Centrum wiedzy

Widmo raka

W krajach rozwiniętych kobiety najczęściej umierają na raka piersi. Stanowi on 20% wszystkich złośliwych guzów i pierwszą przyczynę zgonów w wieku 40–55 lat. Atakuje głównie panie w tym przedziale wiekowym, ale „pracują” na niego już młode dziewczyny. Ma to związek ze zmianą stylu życia. Problemem przybierającym na wadze staje się tusza. Z otyłością boryka się 48% Polek. Coraz wcześniej zaczynają też stosować antykoncepcję hormonalną i łykają pigułki przez wiele lat przed urodzeniem pierwszego dziecka. Decyzję o macierzyństwie podejmują późno i nie karmią niemowlęcia piersią. Wszystko to zwiększa ryzyko choroby.

Głowa w piasek

Ten nowy styl życia jeszcze bardziej rozpowszechniony na zachodzie Europy sprawia, że np. Brytyjki lub Szwedki są czterokrotnie bardziej narażone na nowotwory piersi niż Polki. Jednak rak znacznie rzadziej je zabija. Na niski stopień wyleczalności Polek ma wpływ niedostateczne finansowanie naszej onkologii i wynikający z tego brak rozwiązań organizacyjnych. Skutkuje on ograniczonym dostępem do najnowszych metod leczenia. Kamieniem u szyi jest też mała liczba badań przesiewowych, w tym genetycznych, uniemożliwiających wyłowienie osób obarczonych ryzykiem dziedzicznym. Onkolodzy alarmują, że jeśli nie wprowadzimy prewencji na dużą skalę, to w roku 2010 zachoruje na raka piersi 17 tysięcy nowych pacjentek, z czego 6 tysięcy umrze. Lekarze kładą też duży nacisk na powszechny lęk przed rakiem. Kojarzy się on z bólem, długim cierpieniem, okaleczającą oraz toksyczną terapią, śmiercią. Dlatego wiele kobiet, chowając głowę w piasek, woli dolegliwości sugerujących rozwój nowotworu nie zauważać tak długo, jak to możliwe.

Nowotwór rośnie powoli. Jednocentymetrowy guzek, który kobieta może sama wybadać lub wykryć przy pomocy mammografii – potrzebuje ośmiu lat. Pomimo tego 80% Polek zgłasza się do lekarza w zaawansowanym stadium choroby, np. gdy guz ma już średnicę 5 cm lub daje przerzuty. Stąd ciągłe apele lekarzy, aby kobiety natychmiast odwiedzały ich gabinety, gdy badając piersi (co najmniej raz w miesiącu):

* wyczują palcami maleńki guzek lub zgrubienie; * zauważą wciągniętą brodawkę lub wydzielinę sączącą się z niej; * pomarszczoną skórę, zmianę kształtu piersi, obrzęk; * niejednakowy wygląd biustu podczas jednoczesnego unoszenia rąk do góry.

Od szybkiej reakcji i czujności zależy bowiem ich zdrowie. We wczesnym stadium raka operacja może zakończyć się chirurgicznym wycięciem guzka, z niewielkim marginesem zdrowej tkanki (tzw. leczenie oszczędzają-ce). Prawidłowa terapia wymaga ciągłej współpracy: * chirurga (operacja); * chemioterapeuty (chemio- i hormonoterapia); * radioterapeuty (naświetlanie miejscowe). Dobrze, gdy te metody mogą być wspomagane leczeniem biologicznym (np. przeciwciałami monoklonalnymi, które niszczą wybiórczo komórki rakowe). Niestety, ośrodków dysponujących takimi możliwościami jest w Polsce niewiele. Stąd (niezależnie od stopnia zaawansowania nowotworu) Polki częściej poddawane są mastektomii, której tak się boją.

Przerzut do kości

Nowotwór powstaje z nieprawidłowej tkanki, charakteryzującej się niekontrolowanym wzrostem. Niemal od chwili powstania uwalnia swe komórki do układu krążenia. Jednak fakt wykrycia pojedynczych komórek we krwi nie przesądza, że dojdzie do przeniesienia ich w inne miejsca. Im dłużej przebywają one w systemie krążenia, tym szybciej umierają. Na przerzuty wpływa praca układu odporności, który zbyt wolno niszczy komórki raka. Przerzuty powstają w wyniku przylegania komórek nowotworowych do śród-błonka naczyń oraz ich przechodzenia do otaczających tkanek. Niektóre komórki są przyciągane do specyficznych miejsc, np. przerzuty do kości daje głównie rak prostaty, płuca i piersi (u co piątej pacjentki). I to one stają się najczęstszą przyczyną zgonów.

W ustroju funkcjonującym prawidłowo proces tworzenia i niszczenia tkanki kostnej jest zrównoważony. Chorobie nowotworowej towarzyszy przewaga destrukcji. Rak powoduje wydzielenie przez komórki nowotworowe niekontrolowanych czynników wzrostu, pobudzających osteoklasty (komórki uszkadzające kości, które normalnie ma każdy z nas) do szybkiego niszczenia struktury kostnej. Proces ten nazywamy osteolizą. „Zajęcie” kości przez nowotwór, które wiąże się też ze zmniejszeniem ich gęstości, następuje zwykle w kręgosłupie, żebrach, miednicy, kościach udowych i ramieniowych.

Objawem osteolizy jest przede wszystkim ból. W bardziej zaawansowanych przypadkach może dojść do patologicznych złamań. Często pacjenci cierpią też na hiperkalcemię (podwyższony poziom wapnia w surowicy), która zagraża życiu. Zbyt duże stężenie tego pierwiastka ma bowiem toksyczny wpływ na funkcjonowanie wielu narządów. Może prowadzić do śpiączki, groźnych zaburzeń rytmu serca, zespołu złego wchłaniania (powoduje niedożywienie), degeneracji mięśni.

Wytropić przerzut

Jeśli onkolog podejrzewa u chorego osteolizę, zleca mu wykonanie badania rentgenowskiego. Następnym jest scyntygrafia, która polega na do-żylnym podaniu izotopu promieniotwórczego (technu 99) do organizmu pacjenta. Zadaniem specjalnego urządzenia (scyntygrafu) jest zarejestrowanie promieniowania emitowanego z badanego narządu. Przy jego pomocy można wykryć zmiany w kościach u 84% chorych. Badanie jest dokładniejsze od rentgena, który rejestruje tylko 50% przypadków. Następne analizy, dające pełny obraz przerzutów to: ● tomografia komputerowa, używana zwykle do określenia zmian w kanale kręgowym; ● rezonans jądrowy, służący do określenia ucisku na rdzeń kręgowy. Przy przerzutach do kości niezwykle ważne jest też podawanie leków hamujących aktywność osteoklastów, zapobiegających dalszemu niszczeniu tkanki kostnej. Są to tzw. inhibitory resorpcji kości (bisfosfoniany). Zmniejszają one nie tylko nasilenie osteolizy, ale i częstość występowania przerzutów. Muszą być jednak podane w czasie do pół roku po operacyjnym usunięciu ogniska nowotworowego. Wtedy wydłużają życie nawet o trzy lata. Dodatkowym atutem bisfosfonianów jest doustna postać leku, która powala na zażywanie ich w domu. W Polsce od 10 lat zarejestrowany jest jeden z nich, którego substancją czynną jest klodronian disodowy. Niestety, Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje go tylko w leczeniu już istniejących przerzutów, chociaż został też zarejestrowany jako preparat zapobiegający zmianom kostnym w pierwotnym operacyjnym raku piersi – w tego rodzaju terapii nie uzy-skał dotąd nawet częściowej refundacji.

POKAŻ