Centrum wiedzy

Geny na talerzu

Jedzmy wszystko po trochu. To na razie jedyna rada, jaką mają dla nas żywieniowcy. Testy genetyczne, wbrew zapowiedziom, nie pozwalają jeszcze opracować cudownej diety.
Kiedy w 2000 roku naukowcy opisali wszystkie geny, wydawało się, że opracowanie cudownej diety będzie tylko kwestią czasu. Nadzieję tę dodatkowo rozbudziły pojawiające się już od kilku lat testy genetyczne, które pozwalają ustalić, czy dana osoba jest szczególnie zagrożona niektórymi nowotworami, np. piersi. W 2007 roku amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) dopuściła do użytku test pozwalający ustalić odpowiednią dla danego chorego dawkę warfaryny – leku obniżającego krzepliwość krwi. Wniosek mógł być zatem tylko jeden: skoro testy genetyczne zaczynają sprawdzać się w medycynie, to dlaczego nie wykorzystać ich do stworzenia cudownej diety.

Niedoskonałe testy

Tym tropem poszło wiele laboratoriów. Efekt? W Stanach Zjednoczonych dostępnych jest już około tysiąca testów nutrigenetycznych, na podstawie których próbuje się ustalić idealną dietę. Taką, która zapewni zdrowie i urodę: ochroni przed chorobami serca, układu krążenia, rakiem, wzmocni kości, paznokcie, wygładzi oraz ujędrni skórę. Problem tylko w tym, że takim testom daleko jeszcze do doskonałości. Natomiast o indywidualnej diecie, dopasowanej do zestawu genów konkretnej osoby można na razie jedynie pomarzyć. Jedną z firm, która oferuje testy nutrigenetyczne, jest Sciona. Za jej produkt o nazwie Cellf trzeba zapłacić aż 269 dolarów. Na podstawie próbki DNA specjaliści Sciony sprawdzają warianty 19 genów. Jeden z nich leży na końcu chromosomu 1 i koduje enzym MTHFR, który rozpoczyna rozkład homocysteiny. Podwyższony poziom tej substancji prawdopodobnie zwiększa ryzyko zawału serca i udaru mózgu. Gdy gen działa wadliwie, homocysteina nie jest rozkładana w odpowiednim tempie, organizm ma jej za dużo, co grozi śmiertelnymi chorobami. By zmniejszyć jej zawartość, a tym samym ryzyko chorób układu krążenia, należy jeść więcej witamin z grupy B – preparatów witaminowych lub produktów bogatych w nie, np. roślin strączkowych czy szpinaku. Przydatność tego testu budzi jednak wątpliwości. Poza komórkami pobranymi z nabłonka wewnętrznej ściany policzka, do Sciony trzeba też przesłać ankietę zawierającą informacje dotyczące stanu zdrowia i stylu życia, m.in.: podać wiek, wagę, ilość wypijanego alkoholu i odpowiedzieć na pytanie: czy palisz papierosy? Dopiero na podstawie tych wszystkich danych firma wysyła odpowiedź: przewidywalną prognozę medyczną i zalecenia dotyczące diety. Radzi zażywać kosztowny preparat witaminowo-mineralny, zamiast taniego środka dostępnego w aptece o takim samym składzie, jak zalecany. Na dodatek z badania, jakie przeprowadziła Laura Hercher z Sarah Lawrence College (opisała je na łamach „Świata Nauki”) wynika, że różne osoby – odmienne pod względem wieku, płci i stylu życia – otrzymały takie same zalecenia dietetyczne. Specjaliści zwracają uwagę na jeszcze jedną słabość takich testów. Otóż znajomość niespełna 20 genów to za mało, by opracować zdrową dietę i zaproponować rzeczywiście indywidualne, szczegółowe porady dietetyczne, które zapewniłyby dobrą kondycję oraz zdrowie całego organizmu.

Płynna granica

W przypadku testów nutrigenetycznych, trzeba by zbadać setki, a może i tysiące takich genów. Genetyczne podłoże chorób serca, cukrzycy czy nowotworów oraz ich związki z dietą są bowiem bardzo skomplikowane. Trudne do przewidzenia są też interakcje między genami. Ogromne kłopoty sprawiają także zwykłe badania na temat optymalnej diety. Nie jest bowiem łatwo zmobilizować uczestników badania do skrupulatnego ważenia wszystkiego, co zamierzają zjeść i zapisywania przez wiele miesięcy tych danych. Nawet jeśli taką pilną grupę uda się dobrać, to powstaje kolejny kłopot – jaka jest wartość i skład zjadanych produktów. Wiadomo przecież, że marchewka z jednego pola będzie miała inną zawartość witamin i minerałów, niż z innego. Jednocześnie specjaliści przyznają, że większość badań dotyczy pojedynczych składników codziennego menu. A to nie ułatwia opracowania całościowej diety. Co gorsza, często wnioski płynące z takich prac jedynie utrudniają to zadanie. Wyniki bywają bowiem zaskakujące. Nie zawsze to, co uważa się za zdrowe, jest jednoznacznie dobre dla organizmu. W 2007 roku dowiedziono np. że codzienne jedzenie grejpfruta może zwiększyć ryzyko zachorowania na raka piersi i to o jedną trzecią. Owoce te są szczególnie groźne dla kobiet w wieku menopauzalnym, bo powodują wzrost stężenia estrogenów, a te – jak wiadomo – sprzyjają niektórym nowotworom hormonozależnym. Równie niespodziewane wyniki przyniosły badania nad marchewką. Zawarty w niej beta-karoten jest niezbędny dla prawidłowo funkcjonującego organizmu i jako silny antyutleniacz chroni przed nowotworami. Jednocześnie wykazano, że zbyt duże ilości tego związku mogą wpływać na niektóre geny i przez to sprzyjać rozwojowi raka. Problem tylko w tym, że naukowcy nie bardzo wiedzą, jakie ilości marchewki są dla nas dobre, a jakie mogą nam zaszkodzić.

Mleko i osteoporoza

Paradoksów takich jest więcej. Wiadomo, że wapń wzmacnia kości. Dlatego od najmłodszych lat mamy pić mleko i jeść produkty mleczne. Dzięki temu unikniemy osteoporozy i wywołanych nią groźnych złamań, m.in. kości udowej. Opinię tę potwierdziły dokładne badania. Dowiodły one, że niektóre składniki mleka – magnez, potas, witamina D i laktoza – sprzyjają dobremu uwapnieniu kośćca. Wykazano jednak, że w mleku znajdują się też takie związki, jak białko, fosfor i sód, które osłabiają kości. Naukowcy podejrzewają zatem, że wytrzymałość kości zależy od ogólnej diety, a nie jedynie od zawartej w niej ilości wapnia. Tam, gdzie zwyczajowo jada się mało produktów mlecznych, np. w krajach azjatyckich, złamań kości udowej jest niewiele – mniej np. niż w krajach Europy Północnej. Być może dieta Singapuru czy Hong-Kongu zawiera także mniej: * białka z mięsa i mleka; * sodu z przetworzonej żywności; * fosforu z napojów bezalkoholowych. Jest zatem uboższa w składniki, które osłabiają kości. Może dlatego osteoporoza jest częstsza w krajach, gdzie ludzie zjadają więcej produktów mlecznych. Na te pytania uczeni nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć. Nie ma też wystarczającej liczby badań oceniających wpływ mięsa na choroby serca, nowotwory czy inne schorzenia. Jedni specjaliści od żywienia twierdzą, że mięso zawiera cenne białko, minerały i witaminy. Inni uważają, że jest groźne i sprzyja schorzeniom układu krążenia oraz rakom, ponieważ zawiera m.in. duże ilości nasyconych kwasów tłuszczowych, które bez wątpienia mają wpływ na chorobę niedokrwienną serca. Dowiedziono też, że jedzenie wołowiny zwiększa ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, odbytnicy, prawdopodobnie też na raka piersi, prostaty, a może i inne nowotwory. Dlatego onkolodzy radzą ograniczać spożycie mięsa wołowego, wybierać jedynie chudsze jego kawałki, a najlepiej zastąpić je drobiem, roślinami strączkowymi i rybami. Jednak ryby też budzą liczne kontrowersje. Z jednej strony zawierają chroniące serce i naczynia krwionośne kwasy omega-3, ale jednocześnie w rybim tłuszczu gromadzi się metylortęć oraz inne toksyczne związki. Dlatego na wszelki wypadek American Heart Asscociation wydało oświadczenie, w którym zaleca, by dorośli jadali ryby dwa razy w tygodniu, co ochroni ich przed chorobami sercowo-naczyniowymi. Ale radzą nie jeść ich częściej i jednocześnie zalecają dalsze badania.

Wraca stare

Po latach analiz specjaliści od żywienia wracają do zaleceń sformułowanych prawie pół wieku temu przez amerykańskiego kardiologa Ancela Keys’a. Lekarz ten miał bardzo proste rady dla swoich pacjentów oraz ich rodzin: * ogranicz jedzenie nasyconych kwasów tłuszczowych, które są obecne w wołowinie, wieprzowinie, baraninie, parówkach, margarynie i produktach mlecznych; * tłuszcze roślinne zastąp zwierzęcymi – nie powinny one jednak stanowić więcej niż 30% energii dostarczanej każdego dnia; * jedz warzywa, owoce i produkty z odtłuszczonego mleka; * unikaj soli i rafinowanego cukru. Keys podkreślał też, że zdrowe diety nie polegają na przyjmowaniu preparatów odchudzających. Dziś rady dotyczące zdrowego żywienia są równie proste. Specjaliści uważają, że należy jeść mniej, więcej się ruszać, najlepiej na świeżym powietrzu, pilnować wagi, polubić warzywa, owoce oraz produkty pełnoziarniste, zrezygnować z jedzenia fast i junk foodów. Śmieciowe jedzenie, czyli mocno przetworzone słodycze i przekąski pełne soli, tłuszczy oraz całej masy sztucznych dodatków, jest dziś naszym największym wrogiem. To z jego powodu tyjemy, jak przypuszczają specjaliści od zdrowia. Dopóki naukowcy nie rozszyfrują do końca mechanizmów, w jaki sposób geny wpływają na dietę, warto wziąć sobie do serca wydane pod koniec 2007 roku oświadczenie specjalistów ze Światowej Organizacji Zdrowia. Stwierdzili oni, że urozmaicona dieta, bogata w najróżniejsze produkty, pozwala uniknąć 80% chorób serca i układu krążenia oraz cukrzycy, a także połowy nowotworów. Chyba więc należy ich posłuchać.
POKAŻ